I wena wróciła. Któregoś styczniowego dnia złapałam za szydełko i nie wiedząc co robię, zrobiłam lalkę. Trochę inną, niż te, które widziałam w sieci, ale moją, projektu własnego. Spodobała mi się, więc niedługo po tym zrobiłam następną. Tu już koncepcja była jasna, tylko kolory inne. Cóż w nich takiego innego od pozostałych? A no nie mają standardowego tułowia, rączek i nóżek. Za tułów robi wypełniona sukienka, a rączki i nóżki to pętelki udziergane z pomocą laleczki dziewiarskiej. Dzięki temu mała rączka bez kłopotu może za taką pętelkę chwycić i lala nie wypadnie :) To może ja pokażę :)
Roszpunka (tak ją nazwała Zuzia)
Pipi :)
Laluny mają 18 cm, więc nie są malutkie. Do przytulania idealne.
To jednak nie koniec zabawkarskich zapędów. Powstały dwie dziewczyny i zapotrzebowanie na chłopca było. Uznałam, że nigdy nie zrobiłam misia, a zawsze zachwycałam się tymi na blogach. Zabawa była pierwsza klasa. Zrobiłam go w mig, bo nie mogłam się doczekać efektu końcowego.
Mili moi, oto Pan Miś :)
Na leniucha :)
Gustaw ma około 40 cm, więc jest pokaźnym misiem. Melanżowy sweter i dżinsowe ogrodniczki.
To dopiero początek tej zabawy. W planach kolejne zabawki, a tym czasem dziergam girlandę :)
Jutro pochwalę się torbą dla Zuzi, a tymczasem pozdrawiam serdecznie i lecę robić placki ziemniaczane :)
Magda