Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sukienka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sukienka. Pokaż wszystkie posty

18.03.2014

Nie dam się maszynie :)

Pozbierałam się po choróbsku. Piątek był strrrraszny, ale już w sobotę i  w niedzielę było coraz lepiej. Wszyscy wyzdrowieliśmy i zaczęliśmy kolejny tydzień bez chusteczek w kieszeniach. 
Ja natomiast pobudzona byłam do szycia. Od rana wiedziałam, że muszę uszyć sukienkę dla Zosi. Wydawałoby się, że problemów żadnych nie należy przewidywać. Tkaniny pod ręką, nici, maszyna i wszystko, co niezbędne. Wykrój zrobiłam na podstawie już posiadanej sukienki. Banał. Wykroiłam, przyłożyłam jedno do drugiego, czy jest jak należy, przypięłam szpilkami i do maszyny. Postanowiłam nie obrzucać brzegów tkaniny, tylko zszywać je od razu ściegiem typu overlock. Już przy pieluchowych gaciach dorosłam do tego, że to oszczędza czas i pięknie traktuje brzegi tkaniny. 
Szyłam sobie i szyłam... I coś mi się zaczęła nitka plątać, a to mi coś za luźno z góry, a to z dołu..wrrrrrrr. Nerwy mnie już niosły na wysokości lamperii i znalazłam przyczynę :) Nić w bębenku odczepiła się z tego tam takiego, o co to ma się trzymać i wirowała na luzaku, jak jej się chciało. No to poprawiłam i doszyłam falbankę na dole sukienki. No i znowu schody. Chcąc przestebnować falbankę znowu dupa. Otóż górna nitka od dołu robiła luźne pętelki. Szlag jasny mnie trafił, jak mijała kolejna godzina mojej walki. No i tu kolejna niespodzianka. Otóż nitka ze szpulki idąca ominęła jeden zakręt i jej naprężenie było nie takie, jak należy. I kręcenie regulatorem napięcia nici guzik w takim przypadku pomagał. 
W końcu udało mi się skończyć sukienkę. Poświęciłam jej tyle czasu, co uczestnicy jednego odcinka Project Runway na jedną kreację. Powinnam być dumna, bo dopracowane, dopieszczone, wygłaskane....Tylko że to metra tkaniny nawet nie pochłonęło, konstrukcja żadna, tkanina niewymagająca, jeden kolor nici. 
Nerwy nie są dobrym doradcą. Wiem to nie od dziś, ale jak tak bardzo chcę coś zrobić i maszyneria staje okoniem to chętnie kopnęłabym ją w tę rybią dupę.

Efekt końcowy mnie uspokoił i jestem zadowolona :)

















Jest coś jeszcze :))
Posiadam maszynę, tę konkretną (Elna 6200), od 3 lat. Długo :) Przez cały czas jej posiadania oglądałam mnóstwo filmików z tutorialami, recenzji innych modeli i za każdym razem ogarniał mnie zachwyt, kiedy widziałam, że maszyna posiada wbudowany obcinacz nici. Też taki chciałam mieć. Ale nie miałam, to używałam nożyczek.
Do wczoraj :)

Moja maszyna ma taki obcinacz.......... Tak wnikliwie ją rozgryzałam, że aż trzy lata mi to zajęło. Zaznaczę, że w opisie producenta jest to ujęte.
Po całym, ciężkim dniu (nie tylko ze względu na fochy maszyny, ale dość opowieści), uśmiałam się z siebie do łez :)

Ja Wam mówię, Wy też macie coś, o czym nie wiecie ;)

Pozdrawiam i dziękuję za wytrwałość w czytaniu :)

Magda



18.11.2011

Zakupowy piątek

Już dawno nie przepracowałam całego tygodnia. Jak nie jakieś święta, to zwolnienie lekarskie. Aż byłam z siebie dumna jadąc do domu. Całe pięć dni spędzone w pracy. Sukces :)
Po pracy wybrałam się do szperomarketu, a tam satysfakcja na poziomie 100%, sukces po raz kolejny. Z uwagi na to, że moja cierpliwość do dziergania kocyków jest mała nie zastanawiałam się długo, kiedy trafiłam na ten. Tym bardziej, że kosztował 5 PLN :) Ma jakiś 1m/1,5m. Gruby, ciepły i kolorowy. Jest idealnym dodatkiem do granatowej kanapy. 


Żeby tego było mało, wyciągnęłam jeszcze to

(koszyk wykonany przez Darias)

60 szt. muliny Ariadna (w tym 30 żółtej, dwa odcienie granatowej i 15 niebieskiej), które kosztowały mnie 20 PLN. Nie jestem maniaczką wyszywania, ale nie mogłam ich nie kupić. Kiedyś na pewno część wykorzystam, a częścią chętnie się podzielę. Przypomniało mi się, że mam gdzieś czarną kanwę. Mogłabym coś żółtego machnąć :) Może jakaś podpowiedź? 

A tę pasiastą sukienkę kupiłam na romwe.com (to nie reklama). Znalazłam ten sklep na jakimś blogu szafiarskim. Kiecka mnie powaliła swoją pasiastością, a dziś była zniżka na wszystko 30 %. Nie mogłam jej się oprzeć. Jest bardzo w moim guście. Będę na nią czekać 5-15 dni roboczych, ale warrrto :) Same zobaczcie
Do tego wszystkiego kupiłam fantastyczną kurtkę :) Dzień mogę uznać za udany :) 
Pozdrawiam i mam nadzieję, że macie spokojny wieczór. 

5.11.2011

Zalogowałam się przy maszynie :)

Już dawno nie szyłam. Musiałabym poszukać w zasobach mojego bloga, co uszyłam i kiedy ostatnio :) Wczoraj dostałam zlecenie, z którego nie mogłam się wywinąć. Zuzia ma dziś imprezę urodzinową i bardzo chciała mieć sukienkę w białe groszki (miała taką na 4 urodzinki i tym razem również chciała). Wczoraj rano powiedziała, że jak nie będzie w sklepie, to przecież mogę jej uszyć :) Kiecki w sklepach nie znalazłam, więc zahaczyłam o pasmanterię. Na szczęście był materiał w groszki :) W dwie godziny powstała sukienka. Wykrój zrobiłam sama. Właściwie tylko górnej części, bo dolną po prostu wycięłam, zmarszczyłam i wszyłam. Pierwotnie, czyli jeszcze wczoraj wieczorem,  była zapinana z tyłu na guziki. Dziś rano koncepcja się zmieniła i wszyłam zamek kryty. Od wewnątrz nie wygląda to najlepiej, ale od zewnątrz profeska (nie zrobiłam zdjęcie, więc musicie wierzyć mi na słowo). Na dole doszyłam jeszcze koronkę. Na białych rajstopkach będzie cudnie wyglądać. Pod biustem :) wiązana szeroka kokarda (z tyłu ją przyszyłam, żeby nie spadała). Generalnie jestem zadowolona, ale widok Zuzi, kiedy rano zobaczyła sukienkę BEZCENNY!!!! Uśmiech i pełna akceptacja :))) Koniec gadania. Poznajcie sukienkę :)

i rzut na koronkę na dole


Prawda, że ładna? :)))

Pozdrawiam, życzę miłego dnia i lecę się ogarniać. Przed nami impreza.

26.05.2011

Na niebiesko, czyli kiecka i nowy lokator

Wróciłyśmy ze spaceru. Dawno nie złapałam takiego luzu na placach zabaw. Mała się bawiła, a ja tylko chłonęłam słońce. Zrobiłam sobie też wolne od garów i obiadek był w knajpie. Pełen chill out. Niespodziewanie podjęłyśmy z Zuzią bardzo ważną decyzję. W drodze na obiad wstąpiłyśmy do sklepu zoologicznego. Zu lubi obserwować rybki. Zanim wyszłyśmy zarezerwowałyśmy pięknego, turkusowo-granatowego bojownika :D Tym sposobem mamy rybkę w maleńkiej szklanej kuli. Ma być odporna i długowieczna.....dopuki nasza Kota jej nie dorwie :)
Ale dość blablania. Obiecałam pokazać kieckę to też to uczynię. O długości i dekolcie wspominałam, to jeszcze tylko dodam, że na ramionach dorobiłam supełki, a pasek=warkocz zapleciony z trzech pasków tkaniny. Uwaga prezentacja..

...detal na wieszaku (chciałabym zauważyć, jak równo zostało wykonane obszycie dekoltu :D)...


...i sztuka na ludziu :) obiecałam, to się nie wykręcę. Twarz rozjechana, ale przecież nie o twarz w sukience chodzi :))) 


Jest na maxa wygodna, jak to dzianina. Tylko w ruchu kiecka nabiera tempa i pędzi do góry. Ale czy należałoby się tym przejmować??? W końcu lato idzie i gorąco się robi. A jak zawieje to kieckę do porządku można doprowadzić jakimś wdzięcznym gestem :)

Pozdrawiam i ściskam :))
Buźka


Czas najwyższy :)

Trudno powiedzieć, czy to zmęczenie materiału, czy brak czasu, czy ładna pogoda, ale coś trzymało mnie z dala od zakładki "nowy post" :) Produkcja jednak nie zwalnia. Ciągle coś szyję, ostatnio też wydziergałam małe co-nie-co. Tak sobie myślę, że życie bez uzależnienia jest ciężkie :) Palenie rzuciłam i dobrze mi z tym, ale łańcuchami musieliby mnie wiązać, żebym rzuciła maszynę razem z drutami i szydełkami w kąt. Wczoraj miałam kolejną wizytę w pasmanteri i znów kupiłam trzy piękne tkaninki. Bawełna na sukienkę dla Zuzika (czeka już tylko na wykończenie), jedwab na tunikę dla mnie i pięknie haftowany len, który miał być sukienką, ale plan się zmienił (o tym później). Przytargałam też, ku uciesze Zu, guziki Hello Kitty. Na pewno znajdą miejsce na sukience.
Dziś pokażę Wam kapelusik Zuzi wydziergany jakiś m-c temu. Bawełna, szydełko i trochę koralików.

A tu moja Niuńka (z sesji balkonowej)

Szydełko to jednak tylko przerywnik. Bardziej ciągnie mnie do maszyny, zresztą przecież to widać :) Pisałam, że mam len na kieckę dla Zu i w końcu udało mi się ją uszyć. Właściwie to już tydzień wisi w szafie. Szyłam ją dokładnie tak samo, jak tę pomarańczową w kwiatki, tylko zamiast gumki wciągnęłam lniany sznurek (czytaj: cienki pasek lnu), a rękawki zostawiłam luźne. Jestem zadowolona, tylko nastęnym razem kupię cieńszy len. Ten byłby lepszy na spódnicę (jest trochę za ciężki na taką sukienkę).
Zdjęcie na ludziu, tylko buźka trochę rozmyta :)



Nadszedł też dzień, że uszyłam kieckę dla siebie. Mega obcisła mini, z dekoltem, powiedziałabym głębszym niż wypadałoby założyć do pracy :) Prosty krój (zrobiony na podstawie posiadanej sukienki), tylko trochę się naprzeklinałam, bo to dzianina, która wymaga odpowiedniego zygzaka, żeby się nie marszczyć. Stąd ten glęboki dekolt. Nie chciało mi się wypruwać odszycia, to je wycięłam :D Uwaga, będą foty na ludziu, ale nie teraz, bo spacer wzywa.

Robię przerywnik i uciekam. Wrócę wieczorkiem.
Ściskam i pozdrawiam

6.05.2011

Bą Bą i trochę dżinsu

Wczoraj wieczorem miałam pilny telefon. Koleżanka koleżanki jutro wychodzi za mąż (dzisiaj to doprecyzowałam, bo wczoraj zrozumiałam, że idzie do kogoś na ślub :))) i jej niespełna dwuletnia córcia potrzebowała jakiejś ozdoby na główkę. Usłyszałam, że mała ma sukienusię niekoniecznie najładniejszą, ale innej nie ma (różową). Przekazano mi również dane, że ma srebrne buciki, więc żeby wyglądała ślicznie musiałam poszukać czegoś na główkę pod kolor bucików. Najpierw szukałam w zasobach mojej Zuzi, ale nie znalazłam, potem otworzyłam moje taśmy, wstążki i tasiemki w poszukiwaniu. Do tego otworzyłam pudło z tkaninami i cudami wszelakimi. Myślałam, dumałam, aż w końcu EUREKA. Uznałam, że różowy i srebrny średnio współgrają i dzidzia musi jak dama wyglądać, więc zaczęłam ciąć, mierzyć i z duszą na ramieniu (nie miałam wymiarów) zaczęłam szyć. Po uszyciu pierwszej części padłam, więc dziś od rana kontynuowałam. Skończyłam po 15. Zajęło mi to kilka ładnych godzin, ale było warto :))) Po prostu uszyłam sukienkę. Wybrałam idealne tkaniny pasujące do srebrnych bucików. Miałam cały czas wątpliwości co do rozmiaru, bo szyłam zupełnie bez wykroju i wymiarów, ale ostatecznie sukienusia wyszła prima sort :)) Ja jestem zachwycona, bo to mój pomysł i moje wykonanie, a do tego barrrdzo mi się podoba. Trochę dziś wpadłam w samozachwyt i wyrwało mi się kilka razy, że jestem genialna, ale co tam. Wolno mi :)))
No to  może pokażę moje dzieło.

Sukienka bombka
 Bą Bą ( a tak sobie nazwałam:)

Przód i tył
Tył zapinany na guzik


Dolne łączenie tkanin obszyłam srebrną wstążką i na środku zawiązałam kokardkę.


A tu z Zuziową torebką. Pożyczyłyśmy oczywiście do kompletu :)


Sukienka już jest w rączkach właścicielki. Dostałam też zdjęcie ubranej dziewczynki. Udało się założyć :))
Mogła być troszkę większa, bo pojawiały sie trudności przy zakładaniu, ale po ich przejściu kiecka leży dobrze :) Cóż, jak na "kieckę od czapy" to i tak wyszło nieźle. Chyba mogę o sobie mówić "krawcowa" :)))
Cholera, co drugie zdanie gęba mi się śmieje.
Powstało kilka wniosków. Ten, że jestem genialna :), że zawsze warto mieć różniaste tkaniny i że nie warto chować maszyny, bo nigdy nie wiesz, kiedy się przyda :) Ja i tak nie chowam, ale wniosek jest.

***
Kupiłam tę tkaninę krótko po tym, jak dostałam maszynę. Taki trochę dżins, bądż jeans z odcieniem fioletu. Z dodatkiem strechu. Wymyśliłam sobie, że Zuzi kurtkę uszyję. I wzorując się na tej, którą już posiada machnęłam wykrój, wycięłam i pozszywałam. Na razie wygląda tak




Generalnie jest dobra, tylko przody ma za wąskie, ale to nie przeszkadza w niczym. Będzie marynara bez zapięcia, tylko czekam na wenę, co by tam w nią wpiąć, doszyć i doczepić. Jak w końcu się z nią uporam to naturalnie się pochwalę.
Tymczasem usypianie Zuzi przede mną, a potem....kupiłyśmy cudny len na sukienkę dla Zuzi, super dzianinkę na sukienkę dla mamusi (dla mnie znaczy) i czarną falbaniastą tkaninę, z której na pewno będzie bluzka dla mnie i pewnie spódnica dla małej. Same widzicie, że mam co robić :)))

Ściskam i buziaki wysyłam na wszystkie strony.







4.05.2011

Rilaks, tejk it izi :)

Nie ma to jak wrócić po robocie do domu, rzucić się na wyreczko z wyciągniętymi nóżkami i wdychać głęboko wszechogarniający relaks...hmmmm....Przymknąć oko, kiedy dziecko spokojnie sobie rysuje...Przez chwilę wyśnić jakąś bajkę...Prawda, że cudownie? Prawda, ale nie dla mnie :) Ja po robocie do sklepu, po sklepie do domu, a tam rach-ciach z Zuzikiem do misek i dawaj kręcić kolejne miśki :))
Zapiekły mi się chyba jakieś dwa połączenia nerwowe, bo potworną radochę mi to sprawia, a jeszcze miesiąc temu nie ugniotłabym żadnego klucha. Dziś dwie wersje. Jedna partia z marmoladką, a druga z czekoladą. Tyle, że soli jak na lekarstwo :)i czekolada duuuużo lepsza (milka, ta trójwarstwowa). Pyyyycha :) To nic, że zaraz po upieczeniu, kiedy to już psiapsiuła wyszła (urwała się z pracy na miśka :)), wymyśliłam sobie taki mały relaksik i zabrałam się za czyszczenie sreber (czytaj stal nierdzewna). Uwielbiam łyżeczki z herbacianym nalotem, ale gościom wstyd pokazać ;) No i tak sobie piekłam, zmywałam, czyściłam, aż wybiła 21. Kiedy na sekundę usiadłam musiałam wstać i ogarnąć Zuzię do spania. Teraz ona śpi, a ja z wyciągniętymi nóżkami na kanapie głęboko oddycham i delektuję się ciszą. Nie umiem drzemać po pracy, bo kiedy zamykam oczy widzę, jak ucieka mi czas, który mogłabym wykorzystać w bardziej kreatywny sposób :) Taka jestem..ciągle muszę coś robić. A jeśli moge to robić z Zuzią to szczęście wielkości Mont Everest. Bo ja w końcu miłosna jestem i kocham ją nad życie.
***
Z tej miłości przerobiłam jej dresy, kótrych nie nawidzi nosić. Uznałam, ze skoro są nowe, a jedynie za krótkie, to będą idealną spódniczką, które z kolei Zuzia uwielbia (jak każda laska, nie?) Oto moja modelinka w swoim nowym ciuchu :)



Powstały dwie dresowe spódniczki, ale druga zamiast przed obiektyw trafiła do prania. Miała debiut w przedszkolu, no i sami rozumiecie..plac zabaw, śniadanko i takie tam :)
Uszyła ja również sukienusię. Jak zobaczyłam na jednym z zagramanicznych blogów, to musiałam, bo chyba bym się udusiła(blog wskażę jutro). Był gotowy wykrój, który to musiałam delikatnie powiększyć. I proszę, sukienusia gotowa. Proste wykonanie, a rzuca mnie na kolana :)



I na koniec coś, co koi moje nerwy. Uszyłam jakiś czas temu. Taki przerywnik z resztek.
Mój domek. Mały, miękki, słodki domek :)


Dobranoc, pchły na noc :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...