To był ciężki i leniwy dzień... Co prawda rano miałam mega przypływ energii, ale szybko ją wykorzystałam i po południu nie miałam już siły na nic. W pracy trochę poszwędałam się po biurach, żeby za biurkiem nie zasnąć. Nie zrobiłam nic konstruktywnego. O 15 opuściłam teren i zwinęłam się do domu. W momencie przekroczenia progu domu poczułam ulgę i przyjemność. Zdjęłam buty i rozciągnęłam się na kuchennym krześle. Nikt mnie nie gonił do roboty, nic nie chciał... Zuzia bawiła się i oglądała baję, więc miałam ciszę i upragniony spokój. Zjadłyśmy obiad, który właściwie ugotował się sam...makaron z truskawkami :)), po czym rzuciłam się pod kocyk. Leżałam ponad dwie godziny...bezczynnie..jedynie oczami mrugałam i wspomagałam proces oddychania.
Żeby nie wprowadzać klimatu depresyjnego dodam, że po prostu byłam niewyspana i żadna inna tragedia mnie nie dotknęła :) Brak snu i słońca dały taki efekt, że powłóczyłam nogami póki nie trafiłam do łóżka. Teraz już kołdra na mnie, na kołdrze komputer,a w niego wlepione me oczy :)
...wspomnienia wracają i ciało aż się prosi o powtórkę kąpieli słonecznych...
Buziaki i dobranoc
Żeby nie wprowadzać klimatu depresyjnego dodam, że po prostu byłam niewyspana i żadna inna tragedia mnie nie dotknęła :) Brak snu i słońca dały taki efekt, że powłóczyłam nogami póki nie trafiłam do łóżka. Teraz już kołdra na mnie, na kołdrze komputer,a w niego wlepione me oczy :)
...wspomnienia wracają i ciało aż się prosi o powtórkę kąpieli słonecznych...
Buziaki i dobranoc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz