Wbiegła mi prosto pod koła...nielot jeden. Myślałam, że jak ją wezmę między koła to przeżyje, ale nie udało się. Uprzejmie zapukałam do gospodarza (byłam przekonana, że dostanę kilka lepszych :)), a on z uśmiechem wyszedł, rzucił okiem... "Eeee...to nie moja. To sąsiadów." Poprosiłam o złożenie kondolencji i pojechałam do pracy. Szkoda ptaszyska, ale po co głupia pchała się pod samochód. Zostawiła na zderzaku kilka piór i ślad po dziobie.Targają mną wyrzuty sumienia...
To faktycznie nie miłe zdarzenie miałaś, trzeba było zapakować ją do auta, i na obiad jak znalazł swojska kurka. Jak ostatnio jechałam przez las, to na przeciwnym pasie leżała piękna duża sarenka tyle co facet ją potrącił, bo stał na poboczu z rozbitym autem. Strasznie nie lubię takich widoków przejechanych zwierząt na drodze, ale są ludzie którzy widzą kota przebiegającego to jeszcze gazu dodadzą :(
OdpowiedzUsuńBiedna Ty :( Nieprzyjemność to jednak :(
OdpowiedzUsuń