Eksperyment mierzący energię nadziei.
(fragment z książki Jak wychować szczęśliwe dzieci, Wojciech Eichelberger)
Najpierw ustalono, jak długo szczur może pływać, nie mając żadnej możliwości wyjścia z wody. I uzyskano jakiś średni czas, po którym szczury tonęły. Potem innego szczura wrzucono do wody i tuż przed upływem krytycznego czasu podsunięto mu patyczek, dzięki któremu mógł wyjść z wody. Potem poczekano, aż wróci do sił i zrobiono właściwy eksperyment. Do jednego akwarium wrzucono szczura, który nigdy nie był w takiej sytuacji, a do drugiego –szczura, któremu poprzednio podsunięto patyczek. Pierwszy szczur wytrzymał tyle, ile mógł w takiej sytuacji wytrzymać szczur przeciętny i utonął. Ten drugi, który doświadczył, że w krytycznej sytuacji może przyjść ratunek, zanim utonął, pływał dwa razy dłużej.
To tak, jakby przy życiu podtrzymywała go myśl, że ktoś w końcu poda ostatnią deskę ratunku. Tak samo jest z nami. Nie znam nikogo, kto nie miałby nadziei, że coś się wydarzy, bądź nie. Nie znam nikogo, kto nie używałby choćby stwierdzenia "mam nadzieję". Chyba każdy jest choć raz w życiu wrzucany do takiej kadzi z wodą, z której nie ma wyjścia. Tylko nadzieja trzyma przy życiu.
Czym jest bez-nadzieja? Opadaniem na dno? Tonięciem, jak szczury z eksperymentu? Ich serce spowalniało, jakby zdawały sobie sprawę, że już nie ma sensu dalej walczyć, że nie ma ratunku. To nie stres je zabijał, nie zawał serca ze strachu, że nie przeżyją. Rezygnacja, bezsilność i brak sił ściągały je na dno.
Na szczęście...podobno...to nadzieja umiera ostatnia.
Pozdrawiam i życzę duużo nadziei :)
EDIT
...żeby nie było, ja nadal ją mam.